Walka z patodeweloperką — czas na #PrzyjazneMiejsce
Na początku stycznia rządzący zapowiedzieli zmiany w przepisach budowlanych. Na celowniku znalazła się patodeweloperka.
—To działania inwestorów komercyjnych, które mają maksymalizować zyski kosztem dobrych obyczajów, zdrowego rozsądku, a czasem wymagań zawartych w przepisach. W praktyce to mieszkania, w których jest np. ciemno, a z balkonów sąsiedzi zaglądają sobie do talerza. To też place zabaw składające się z jednej huśtawki — napisano w komunikacie wydanym przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii.
Zdaniem resortu patodeweloperka oznacza gorszą jakość życia, a w rezultacie ogromne straty dla całego społeczeństwa. Celem nowych przepisów jest zapobieganie złym praktykom budowlanym deweloperów, którzy zyski przekładają nad warunki życia mieszkańców. Minister Waldemar Buda zapowiada, że to dopiero początek zmian. Proponowane przepisy są pierwszą częścią projektu „#PrzyjazneMiejsce, czyli mieszkać po ludzku”.
Co nowego w przepisach?
Ministerstwo Rozwoju i Technologii postuluje za zwiększeniem minimalnej odległości wielorodzinnych budynków mieszkalnych z 4 do 6 m od granicy działki. Ma to zapobiec ograniczeniom w zabudowie. Problem wspólnych balkonów, oddzielanych ażurowymi ściankami czy takich położonych zbyt blisko siebie, ustawodawcy także chcą rozwiązać.
Minimum 4 m między odrębnymi balkonami oraz przegrody o odpowiedniej wysokości i szerokości na jednej płycie — oto recepta. Dodatkowo minimalna powierzchnia mieszkania będzie musiała wynosić przynajmniej 25 mkw. W ten sposób rządzący planują się rozprawić z tymi, którzy kupują lokale użytkowe i wykorzystują je jako mieszkalne.
Inne zmiany proponowane w ramach projektu #PrzyjazneMiejsce to podniesienie minimalnego naświetlenia pokoi mieszkalnych z 3 do 3,5 godz., większe place zabaw, konieczność zapewnienia przez deweloperów przynajmniej 20 proc. terenów biologicznie czynnych, niewliczanie balkonów do powierzchni zabudowy oraz bardziej racjonalne grodzenie osiedli.
Wątpliwości na horyzoncie — czy #PrzyjazneMiejsce rzeczywiście poprawi sytuację?
Zdaniem resortu Waldemara Budy co roku za chaos przestrzenny płacimy 84,3 mld zł. To oznacza 2,2 tys. zł z kieszeni każdego Polaka. Mimo to nie wszyscy popierają zaproponowane zmiany. Wśród głosów krytycznych jest ten Rady Przedsiębiorczości, która uważa, że branża nieruchomości jest na skraju zapaści, a nowe przepisy ograniczą dostępność mieszkań w Polsce.
Dodatkowo rezultatem zmian mogą być jeszcze wyższe ceny za mkw., a co za tym idzie, dalsza stagnacja na rynku nieruchomości. Według Rady Przedsiębiorczości propozycje Ministerstwa Rozwoju i Technologii pogłębią jedynie chaos i będą oznaczały powrót do budownictwa z czasów PRL— mikroskopijnych balkonów lub w ogóle ich braku.