Na wielu budowach normą był język ukraiński, słyszany na rusztowaniach. Atak Rosji na Ukrainę diametralnie zmienił sytuację. Duża część ukraińskich budowlańców, po ściągnięciu do Polski swoich rodzin, zdecydowała się lub planuje powrót, aby walczyć o swoją ojczyznę.
Według danych Stowarzyszenia Wykonawców Elewacji aż 60% pracowników na polskich budowach to obywatele Ukrainy. Dokładnych liczb nikt nie jest w stanie podać. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej szacuje, że w budownictwie pracuje aż 373 tys. Ukraińców. To daje 28% wszystkich zatrudnionych, a trzeba doliczyć do tego wszystkich tych, którzy zarabiają w Polsce „na czarno”.
Dyrektor ds. zasobów ludzkich informuje
Straż Graniczna podała, że od pierwszego dnia wojny w Ukrainie z naszego kraju wyjechało 62 tys. osób, w tym 58 tys. sąsiadów zza wschodniej granicy. Ci, którzy przebywają w Polsce, wciąż rozważają wyjazd i walkę. Przedsiębiorcy znajdują się w niezwykle trudnej sytuacji. Jedną z firm, która już teraz odczuwa brak pracowników jest gorzowska fabryka telewizorów.
- Po wybuchu wojny część osób zrezygnowała z pracy i byli to pracownicy, którzy postanowili wrócić do ojczyzny. Nie był to jednak masowy odpływ, więc praktycznie go nie odczuliśmy i nie miało to znaczącego wpływu na działalność fabryki. Ten brak rąk do pracy może być odczuwalny dopiero w drugiej połowie roku, bo w branży elektronicznej zazwyczaj jest to czas wzmożonej produkcji przez zbliżającym się okresem świątecznym - mówi w rozmowie z portalem „Zielona Góra. Nasze Miasto” Tomasz Jeziorkowski, dyrektor ds. zasobów ludzkich w TPV Polska.
Najbardziej cierpi branża budowlana i transportowa
- Praktycznie wszyscy lokalni przedsiębiorcy, którzy zatrudniają u siebie ukraińskich mężczyzn mówią o dużym spadku zatrudnienia - mówi portalowi Dorota Siedziniewska - Brzeźniak z Idea HR Group.
Deweloperzy boją się m.in. kar, związanych z niedotrzymaniem terminów inwestycji objętych unijnymi dofinansowaniami, ale starają się pomagać rodzinom swoich pracowników. Niektórzy chcą zapewnić najbliższym bezpieczeństwo, a sami wyjechać. Inni postanowili jednak zostać w Polsce z rodziną – słyszymy od przedstawicieli zielonogórskich firm. A te starają się nie tylko wysyłać busy na granicę, ale także wynająć mieszkania (i płacić za pierwsze miesiące), co jednak już nie jest taką prostą sprawą. Lokali do wynajęcia brakuje - tłumaczy jedna z firm zatrudniająca Ukraińców.
Szansą na zapełnienie luki są uchodźczynie, które uciekły do Polski przed wojną. W niektórych zawodach, takich jak spawacz, operator urządzeń czy kierowca, są one w stanie zastąpić mężczyzn. - Trzeba przeprowadzić solidne szkolenie, zanim zaczną pracę. Uprawienia odbyte na Ukrainie jednak różnią się od polskich oczekiwań pracodawców - wyjaśniają zielonogórskiemu portalowi przedsiębiorcy.
Wybuch wojny a zapełnianie luk kadrowych
Wybuch wojny za naszą wschodnią granicą spowodował, że na budowy coraz częściej zgłaszają się Białorusini, niezgadzający się z polityką swojego kraju, Gruzini oraz Meksykanie. W budownictwie pracują też wciąż Rosjanie, którzy już jakiś czas temu opuścili swoją ojczyznę.
Oprócz problemów kadrowych deweloperzy muszą też borykać się z innymi trudnościami. Jedną z nich jest narastające niezadowolenie polskich budowlańców, którzy czują się traktowani gorzej niż ich ukraińscy koledzy.
- Rozumiem, że trzeba pomóc, że jest tragedia. Ale w pracy powinniśmy mieć takie same warunki. Place czy możliwość dojazdu. A Polaków nikt się nie pyta, jak dotrą do firmy, chociaż mieszkają kilkanaście kilometrów dalej – objaśnia w rozmowie z „Zielona Góra. Nasze Miasto” jeden z pracowników.
Czas pokaże czy uda się zapełnić lukę po Ukraińcach, którzy wyjechali, żeby walczyć o niepodległość swojej ojczyzny. Zatrzymanie ruchu na polskich budowach oznaczać będzie brak zatrudnienia dla architektów, projektantów i innych przedstawicieli branży. W rezultacie może to zatrzymać nowe inwestycje, a to przecież one napędzają gospodarkę kraju.