37 proc. ceny mieszkania to podatki
Zakup wymarzonego mieszkania wiąże się ogromnym nakładem finansów. Zanim wprowadzimy się do naszego m2, przy wykańczaniu i urządzaniu nieruchomości korzystamy z pomocy wielu fachowców. Na każdym etapie tej inwestycji płacimy podatki. PIT, CIT, PCC czy wreszcie VAT - te wszystkie należności musimy uregulować w przypadku tej transakcji.
Największą część wydatków stanowi kwota, którą nabywca płaci deweloperowi, ale nie jest on jedynym beneficjentem decyzji o zakupie mieszkania. W przypadku lokalu o wartości 400 tys. zł, podatki pochłaniają aż 148 tys. zł. Oznacza to, że stanowią one 1/3 wartości zakupu, czyli aż 37 proc. Mniej do budżetu państwa zapłacimy, wybierając nieruchomość z rynku wtórnego. Wówczas podatki osiągną mniej więcej 53 tys. zł z całej jej wartości. Kupując używane mieszkanie, poniesiemy większe koszty w kancelarii notarialnej. Rejent tytułem PCC pobierze 2 proc. ceny nieruchomości.
Kredyt mieszkaniowy generuje zyski dla państwa
Opłaty rosną, gdy decydujemy się na kredyt. Bank udzielając pożyczki, zarabia, ale też zmuszony jest od tego zysku zapłacić stosowny podatek. Fiskus pobiera przy tej okazji również podatek od czynności cywilno - prawnych. Związane jest to z ustanowieniem hipoteki. Dodatkowo co roku z salda kredytu ściągane jest 0,44 proc. podatku bankowego.
Dane NBP pokazują, że banki „na czysto” zarabiają ok. 1 proc. udzielonego kredytu. Pożyczając 320 tys. zł na 25 lat, zarabia ok. 52,5 tys. Od takiego zysku bank zapłaci 9,9 tys. zł podatku. Fiskus dwa razy więcej zainkasuje w tym czasie poprzez podatek bankowy, a to przecież dopiero początek zysków państwa, związanych z zakupem mieszkania przez jednego obywatela.
Programy mieszkaniowe są na rękę nie tylko obywatelom, ale też władzom
Wpływy do budżetu nie są jedyną korzyścią, jaką państwo czerpie z dobrze funkcjonującego rynku mieszkaniowego. Ten sektor odpowiada za od 8 do 9 proc. krajowego PKB. Każda złotówka zainwestowana w budowę generuje od 2 do 3 zł popytu na towary i usługi. Nie dziwi zatem, że w obliczu kryzysu na rynku nieruchomości, coraz częściej mówi się o kolejnych propozycjach pomocy ze strony rządu.
Ostatnio pojawiła się propozycja tanich kredytów z małym oprocentowaniem. Osoby młode, kupując swoje wymarzone m2 mogłyby otrzymać kredyt z oprocentowaniem 2 proc. w skali roku. Szacuje się, że koszt takiego programu wyniósłby ok. 1 mld zł. rocznie. W przeliczeniu na jeden kredyt oznacza to 20 tys. zł. Chociaż eksperci przestrzegają, że może być to zbyt hojne rozwiązanie, generujące nadużycia łatwo policzyć, że wpływy podatkowe pokryją nawet kilka lat dopłat tej wysokości do pożyczek na mieszkania. Ekonomiści przekonują, że takie rozwiązanie mogłoby być zastosowane do rodzin wielodzietnych jako element programu prorodzinnego.