Za cztery lata wartość kredytów hipotecznych może w Polsce wzrosnąć do około 158 miliardów złotych, co odpowiadałoby 12 procentom PKB – podaje „Rzeczpospolita”, powołując się na prognozy Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Sektor bankowy w Polsce w ostatnich latach rozwijał się szybciej niż cała gospodarka, nie był podatny na wpływy polityczne, kreował relatywnie wysoką wartość dla akcjonariuszy, a zgromadzone w nim oszczędności były bezpieczne. Można przewidywać, że te ogólne (bo zdarzały się przecież wyjątki), pozytywne trendy utrzymają się w kolejnych latach – pisze gazeta.
Wynika to z prognoz, jakie od dziesięciu lat sporządza Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Obejmują one okres 4 - 5 lat. Prognozowanie w dłuższym okresie nie wydaje się wiarygodne. Wynika to z faktu, iż dane statystyczne pochodzą z relatywnie krótkiego okresu, że stopę zwrotu z kapitału w poszczególnych dziedzinach bankowości cechują duże wahania i że w kraju i za granicą zmieniają się regulacje, a także warunki polityczne i gospodarcze.
Który segment sektora bankowego będzie rozwijał się najszybciej? – pyta dziennik. Z badań IbnGR wynika, że przede wszystkim bankowość hipoteczna, szczególnie kredyty dla ludności.
Rola tych kredytów w Unii jest znacznie większa niż w Polsce i rośnie. W ostatnich dziesięciu latach ich wartość w relacji do PKB wzrosła o ponad 10 pkt proc. i wynosi obecnie 45,3 proc. W Polsce jest to 5,4 proc. Prognozy wzrostu zadłużenia hipotecznego, opracowane przez London Economics na zlecenie Komisji Europejskiej, opierają się na założeniu, że ta dysproporcja będzie szybko maleć, a w 2015 roku kredyty hipoteczne będą odpowiadały 35 proc. PKB. Zakładając, że około 80 proc. z nich stanowią kredyty mieszkaniowe, ich wartość sięgnęłaby 30 proc. PKB. Szacunki te są jednak według „Rzeczpospolitej” zbyt optymistyczne.
Istotna jest także różnica relacji między zadłużeniem ludności na bieżące cele konsumpcyjne i mieszkaniowe. W UE zadłużenie "na mieszkania" jest około 3,5 razy większe niż z tytułu kredytów konsumpcyjnych. W Polsce do niedawna wielkość kredytów konsumpcyjnych była znacznie wyższa niż mieszkaniowych, obecnie są one zbliżone. Od 2000 do 2005 roku udział kredytów mieszkaniowych w łącznym zadłużeniu ludności wzrósł z 20 do 47 proc. Należy oczekiwać, że w latach 2005 - 2010 będzie się on zwiększał w zbliżonym tempie, zwłaszcza że podobna tendencja ma miejsce również w bogatszych krajach UE.
Ceny nieruchomości, także mieszkań, są w Polsce znacznie niższe niż w "15" – czytamy dalej. Warto pamiętać, że po wejściu do UE Hiszpanii i Irlandii ceny nieruchomości rosły tam relatywnie szybko (ponad dwukrotnie w ostatnich dwudziestu latach), co stanowi silną zachętę dla inwestorów lokujących pieniądze na polskim rynku.
W roku 2005 wyraźnie zaznaczył się u nas popyt zagranicznych inwestorów indywidualnych na nieruchomości: prawdopodobnie utrzyma się on w następnych latach. Pozwala to na pewien optymizm, jeśli chodzi o zarządzanie ryzykiem rynkowym kredytów hipotecznych, gdyż przy rosnącym popycie i cenach maleje ryzyko pogorszenia relacji "pożyczka do wartości" (LTV - Loan to Value) dla portfela dotychczas udzielonych kredytów. Obecnie szacuje się, że ok. 10 proc. nowych mieszkań kupują inwestorzy traktujący je jako lokatę kapitału.
Więcej w dzisiejszej
"Rzeczpospolitej".